Celebrate Rotary
Andrzej Bułat
29 marca 2005
Osoby dramatu (w kolejności występowania):
Prezydent (również Stary Prezydent) – Andrzej Steciwko
Pięknoduch Prezes Piętnastoosobowego Prywatnego Przedsiębior-stwa – Maciej Demski
Maestro Muzycznego Minjanu – Stanisław Rybarczyk
Cyniczny Cytatolog – Andrzej Bułat
Apodyktyczny Amerykański Aptekarz – Edward Budko
Dostojny (również Dystyngowany) Docent – Jerzy Błaszczuk
Bogobojny Biznesmen Budowlany – Tadeusz Chodorowski
Rachityczny Rezolutny Rektor Recytator – Ryszard Andrzejak
Refleksyjny Reżyser Romantyczny – Wiesław Hejno
Pierwszorzędny Profesor Partyjny – Piotr Szyber
Skrupulatny Skarbnik Skądinąd Stoik o Symetrycznej Sylwetce – Johny (Jan) Nadwyczawski
Melancholijny Matematyk – Franciszek Tadeusz Przystupa
Ambiwalentny Architekt – Bogusław Specylak-Skrzypecki
Elegancki Enigmatyczny Elekt (również Prezydent Pełną Postacią) – Andrzej Just
Nastrojony Nonkorfomizmem Nauczyciel – Marek Mieczysław Maksymiuk
Adekwatnie Asertywny Adwokat – Jan Łuszczak
Kongenialny Konsul – Wojciech Zipser
Perwersyjnie Przewrotny Perfidny Perfekcjonista – Piotr Pelczar
Kadencyjny Kierownik Klubu – Robert Kotkowski
– Panowie! – powiedział Prezydent. – Przeżywamy dni, które z pełną odpowiedzialnością nazwać mogę, a powiem wam, że nie boję się tego słowa, dniami historycznymi...
Nie wybrzmiało jeszcze zdanie tak wysoko rozpoczęte przez Prezydenta, a w sali zacnego, acz nadgryzionego znanym zębem hotelu, w którym od lat zbierają się rotarianie Klubu Drugiego, powiało grozą. Tylko Cyniczny Cytatolog nie mogąc powstrzymać rozwiązłego ję-zyka, nachylił się w stronę Pięknoducha Prezesa i wyszeptał: – Kiedy po ulicach spaceruje stuprocentowa historia, to zwykłemu człowiekowi nie pozostaje nic innego, tylko śmierć z kompletnym zachwytem w oczach. – Zamilkł jednak, jako że z przerażeniem spostrzegł, że ów „kompletny zachwyt w oczach” właśnie słał się na tęczówkach Prezydenta. Obu!
– Historyczne te dni wymagają odpowiedniej oprawy. Oprawę we własnym zakresie...
– Pan wybaczy, Prezydencie, że wchodzę Panu w tak uroczyste słowo – rozległ się stentorowy głos Pierwszorzędnego Profesora Partyjnego. – Pragnąłbym jednak zauważyć, że oprawę tych historycznych dni, stanowią jak najbardziej, z czym wszyscy koledzy się zgodzą, nasze mundury organizacyjne poszyte z niemałym trudem, ku pokrzepieniu serc w minionym kwartale. Koledzy zechcą wstać!
Koledzy, jak zwykle nie mając żadnego wyboru w momencie, gdy głos zabierał Profesor, nie tylko zgodzili się z jego opinią, ale też natychmiast wstali, nieznacznie tylko szurając krzesłami. A każdy stęknął jak krzepki drwal, i każdy nie wiem, jak się natężył, i tylko czekać wypadało aż z dojrzałych, wyprężonych piersi wyrwie się pieśni zew. Tęczówki Prezydenta pokryły się przezroczystą mgiełką wzruszenia. Stał oto przed nim w granatowych marynarkach ze złotymi guzikami, z wyhaftowanymi na lewej piersi zębatymi symbolami ruchu, w szaropopiela-tych spodniach zaprasowanych na kancik, rząd przecudnej urody szlachetnych dżentelmenów, rotarian jeden w jednego. I tylko Melancholijny Matematyk prawe swe ramię skrywał dyskretnie za plecami Ambiwalentnego Architekta. Nie chciał dekomponować obrazu, który nie tylko wzruszał, ale i zachwycał. A nie chciał, albowiem w jego marynarce rękaw wszyto na wysokości łokcia. Również Amerykański Aptekarz ledwie wystawał zza Eleganckiego Enigmatycznego Elekta, ani myśląc psuć podniosłego nastroju swoimi spodniami hiphopowca. Jemu z kolei krok skrojono na wysokości kolan. Zaś Skrupulatny Skarbnik Skądinąd Stoik o Symetrycznej Sylwetce przyjął postawę pierwszorzędnie skrywającą utraconą bezpowronie symetryczność sylwetki. Z powodu przodu marynarki, która po lewej stronie była ewidentną jednorzędówką, po prawej dwurzędówki również przypominać nie chciała. I tylko Rachityczny Rektor Recytator dumnie stanął pierś w pierś z Prezydentem, a jego marynarka tak ślicznie opinała kruchy tors, że wszyscy byli pod wrażeniem. Wszyscy z wyjątkiem brata syjamczyka Bogobojnego Biznesmena, który na ten czas, stojąc delikatnie za plecami Rektora, z całych sił ciągnął do siebie rektorską marynarkę, w którą można było bez wysiłku włożyć rektorów co najmniej dwóch.
I wtedy – jak twierdzą uczeni w Piśmie, tak właśnie wchodził Piłat w credo – do sali wszedł, jak zwykle specjalnie (grand entree) spóźniony, za to wyfraczony, Maestro Muzycznego Minjanu. Jedyny, który nie uszył organizacyjnego stroju. Więc wszyscy siedli, ponieważ wzruszenie uleciało, a gardła oswobodziły się z lirycznego uścisku. Prezydent zdawkowo odpowiedziawszy na powitanie Maestra, kontynuował swój wywód.
– Dziękuję kolegom za odpowiedzialność, poczucie obowiązku, a zwłaszcza hart ducha wykazany przy szyciu naszych strojów. Oprawa jednak stulecia naszego ruchu nie na tym polega. A raczej nie tylko na tym. Oto, Panowie, mam przed sobą list naszego czcigodnego Gubernatora Dystryktu. – W tym miejscu Prezydent pomachał kartką w formacie A4. – W liście Gubernator prosi nas właśnie o celebrę. Byśmy na każdym miejscu i o każdej dobie czcili, podnosili na piedestał, demonstrowali, a potem najpiękniej w sprawozdaniu jubileuszowym opisali.
– Sprawozdania są tak bliskie prawdy, jak normalnie bywają sprawozdania gazetowe, czyli tak jak Mars jest bliski Saturna. – Nawet największy autorytet, jakim bez wątpienia cieszy się każdy Gubernator każdego Dystryktu, nie powstrzymał Cytatologa przed chandlerowym sarkazmem jadowicie wyszeptanym tym razem w ucho Dystyngowanego Docenta. Docent jednak niewzruszony wystąpił przed szereg i wyrzekł, chyba jednak wcześniej przygotowaną formułkę.
– Jestem przekonany, że specjalny koncert, w którym specjalizuje się nasz klub, stanowić będzie clou...
– Ale żeby same piękne kobiety grały i śpiewały. – Aptekarz wyskoczył zza Elekta, nie bacząc, że krok spodni znalazł się już na kostkach.
– Nawet mam taki zespół. – Rozpromienił się Prezydent. – W finale koncertu dają słynny marsz niewolników z Nabucco. Kocham tę pieśń.
– A ja mam jej po dziurki w nosie! – Wypalił z mocą milczący Maestro. – Dość mam maszerowania niewolników Nabuchodonozora nad pięknym modrym Dunajem i dość mam miernych występów, nazywanych przez laików koncertami! Koncert, proszę panów, prawdziwy koncert, to np. Passacaglia Pendereckiego, to 22 kaprys Paganiniego. To Sarasate!
– O, wypraszam sobie! – Bogobojny Biznesmem aż spurpurowiał. – Dlaczegóż Opowieści Lasku Wiedeńskiego to dla naszego Maestra, za przeproszeniem, sraty-taty? Z tym laskiem wiążą mnie najczulsze wspomnienia...
– Biziu! – Wyplątawszy się z rękawów, Rachityczny Rektor osadził Biznesmena na krześle.
– Pomyliłeś opery! Sarasati, przyjacielu, Sarasati!
– A co powiecie o integracji? – Widząc, że sytuacja, jak to się pisze w sprawozdaniach, nabrzmiewa, nieoczekiwanie zapytał Nastrojony Nonkorfomizmem Nauczyciel.
– Właśnie! – Podchwycił Adekwatnie Asertywny Adwokat. – Razem z Pierwszym i Trzecim klubem zróbmy wielki bal w salonie, w którym sprzedawane są najlepsze samochody świata. Może być charytatywny.
– Bal w garażu na stulecie ruchu! Tylko tego brakowało! – Przeleciała nad zgromadzeniem ze wszech miar fałszywa fraza i zmroziła salę na dłuższą chwilę. Cisza stawała się niepokojąca.
– Wszystko wskazuje więc na to, że najwyraźniejszym akcentem będzie akademia ku czci – Partyjny Profesor zaczynał mieć już serdecznie dość. – Ja wygłoszę okolicznościowe przemówienie...
Uczucie ulgi z jakim przyjęto ostatnie trzy słowa Profesora było aż nadto widoczne. Wszak każdy się obawiał, że Profesor zagra na skrzypcach.
– Nasz Kongenialny Konsul zaduje w obój, Maestro zadba o batutę, Refleksyjny Reżyser o układ sceniczny, ktoś w trzecim Klubie ma związki z operą, więc zaśpiewa, ja mógłbym wygłosić fraszkę O dokto-rze Hiszpanie. – Rektor Recytator aż rozpędził się w swoich propozycjach repertuarowych...
Służby hotelowe dawno już opuściły swoje miejsca pracy, pogasły światła w salach restauracyjnych, nawet babcia klozetowa udała się na zasłużony odpoczynek. I tylko z jednej sali dochodził gwar to opadających, to wznoszących się głosów.
Takie to były zabawy, spory onego jubileuszowego, uroczyście celebrowanego roku...
Powyższy tekst został przygotowany w oparciu o dwa felietony: Celebrate Rotary i Celebrując Rotary. Ukazały się one w książce Andrzeja Bułata (Aleksandra Malaka) Świeży blask pigwy. Felietony z lat 2000-2010, wydanej przez Oficynę Wydawniczą ATUT (Wrocław 2010).